Pokrzywy
Piotr Szmit miał opłacony
pobyt w pobliskim hotelu. Na całe szczęście z posiłkiem, do
którego oferowano także kawę lub herbatę, ewentualnie kompot.
Zdecydował się na kompot, wiedząc, że po kawie nie zaśnie, a za
herbatą nie przepadał. Kiedy już skonsumował tosty z szynką,
serem i pomidorami udał się do pokoju na odpoczynek. Pomieszczenie
było małe, z jednym łóżkiem i niewielką szafą stojącą w
rogu, ale tyle w zupełności mu wystarczyło.
Sięgnął do swojej torby
podróżnej po dotykowy telefon komórkowy. Zadzwonił do domu. W
Sewelli w każdym domu znajdował się jeden taki aparat,
przypominający starodawne telefony na kablu, ale jednak z
bezprzewodową słuchawką i wbudowaną kamerą, na wypadek, jakby
trzeba było wykonać zdjęcie, by coś udowodnić. Zazwyczaj w ten
sposób mężowie kontrolowali swoje żony i dzieci.
Sylwia odebrała bardzo szybko,
jakby czuwała przy telefonie i tylko czekała na to aż ten
zadzwoni.
– Sylwia Szmit –
przedstawiła się w pierwszej kolejności, gdyż tego wymagała
etykieta. – Słucham? – powiedziała jako drugie, z lekkim
znakiem zapytania.
– Cześć – rzucił w taki
sposób, jakby tak wypadało, ale niekoniecznie miał ochotę się
witać. – Chciałem zapytać czy dzieci śpią i czy były
grzeczne.
– Tak, były grzeczne. Oskar
już jest w łóżku, Laura dopiero się kąpie.
– Późno – skomentował.
– Wcześniej nie...
– Nie zadałem pytania
dlaczego tak późno – upomniał ją ostro, ale nie podniósł przy
tym głosu nawet o jeden ton. Odczekał chwilę, by upewnić się, że
żona zrozumiała, iż należy zamilknąć, a kiedy cisza po drugiej
stronie trwała dłuższą chwilę, zdecydował się na kontynuowanie
rozmowy. – Uznałem, że późno, za późno. Od ponad godziny
powinna już spać.
– Przepraszam – wyszeptała,
naprawdę czując się winna, że ponownie go zawiodła.
– Za nieodpowiednie
dopilnowanie dzieci, za właściwe to nie pilnowanie czasu,
zostaniesz przeze mnie skarcona, gdy tylko wrócę.
– Rozumiem – przytaknęła
ze łzami cisnącymi się do oliwkowych oczu. Jej mąż nie należał
do łagodnych, kary w jego wykonaniu były bardzo surowe i
długotrwałe, ale skarcenia też nie były łagodne i niemal zawsze
były bolesne.
– Jutro najprawdopodobniej
wrócę dopiero w nocy, a nie chciałbym, by taka sytuacja się
powtórzyła ani, by inny twój obowiązek nie został odpowiednio
wykonany. Chcę byś się pilnowała. – Położył się na łóżku
w ubraniu, ciągle trzymając telefon przy uchu. – Nie mam
możliwości spiec ci tyłka na odległość, ale maść z pokrzyw
załatwi sprawę. W co jesteś ubrana?
Sylwia na krótki moment
wstrzymała oddech. Bardzo chciała odpowiedzieć mężowi, by nie
narazić się bardziej, ale żadne słowo nie chciało przejść jej
przez gardło. Nie lubiła pokrzyw.
– Wiem, że to nic przyjemnego
co cię czeka, ale kara nigdy nie ma być przyjemnością. Powtórzę
więc pytanie, w co jesteś ubrana?
– Piotr... – wyłkała do
słuchawki, przysiadając na szafce.
Piotrowi wydawało się, że
Sylwia jest jego żoną już wystarczająco długo, by w takich
sytuacjach wykazała się posłuszeństwem. Obiecał sobie, że po
powrocie do domu odpowiednio ją w tym kierunku przećwiczy,
rozpoczynając bardzo przemyślane, trudne dla nich obojga, ale
owocujące w przyszłości szkolenie. Teraz jednak musiał jakoś
zareagować i pokazać jej, że takie zachowania nie odciągną kary
w czasie ani nie sprawią, że jej daruje.
– Zawołaj Doriana do telefonu
– wydał polecenie.
– Nie, tylko nie twojego
brata. Wolę już sama...
– Za późno! – warknął.
– To upokarzające –
wtrąciła.
– Nie obchodzi mnie to! –
krzyknął. – Przeciągasz strunę – uprzedził już znacznie
delikatniej.
– Dobrze. – Sylwia położyła
słuchawkę delikatnie na szafce w przedpokoju i weszła do
pomieszczenia zwanego przez wszystkich pokojem dziennym.
Dorian akurat siedział w fotelu
i czytał książkę. Przeprosiła więc za to, że mu przerywa i
powiedziała, że Piotr chce z nim porozmawiać.
Kiedy Dorian podniósł
słuchawkę, starała się coś podsłuchać z ich rozmowy. Stała
wsparta o futrynę, ze strachem w sercu jakby czekała na wyrok.
Dorian jednak milczał, to Piotr mówił. A kiedy w końcu Dorian się
odezwał, to słowa skierował wprost do niej.
– Przynieść maść z pokrzyw
– polecił.
Udała się na górę, do
sypialni. Nakazała czteroletniej Laurze jeszcze chwilę posiedzieć
w wodzie i na nią zaczekać, a sama z łazienki wzięła słoiczek
ze znienawidzoną maścią. Pomimo że ten był do połowy pusty,
dawno nie czuła go na swoich pośladkach. Ostatnimi czasy Piotrek
karał w ten sposób dzieci za zmoczenie łóżek lub, gdy nie
zdążyły do toalety. Załatwianie się publiczne było zakazane.
Dzieci, które przebywały z rodzicami na zakupach lub były na
spacerze, były zmuszone wstrzymywać swoje potrzeby aż powróciły
do domu. O powrocie zawsze decydowali rodzice, zazwyczaj ojciec. Po
powrocie też w pierwszej kolejności musieli wykonać należyte
czynności, takie jak zdjęcie odzieży wierzchniej i wyczyszczenie
butów. Nie można było od razu pobiec do toalety, trzeba było
kontrolować swój pęcherz.
Sylwia powróciła do
przedpokoju ze słoiczkiem trzymanym w drżącej dłoni. Położyła
go na szafce, tuż przy aparacie.
– Odkręciła? – zapytał
Piotr.
– Nie – odpowiedział
młodszy brat.
– O co pytał?
– O to czy odkręciłaś –
udzielił szczerej odpowiedzi. – Rękawiczki też nie przyniosła –
dodał szybko, kierując słowa już do brata.
Sylwia chcąc szybko naprawić
słów błąd, głośno przeprosiła i udała się do łazienki
ponownie, tym razem po pudełko rękawiczek jednorazowych,
przypominających chirurgiczne. Kiedy powróciła do przedpokoju,
Dorian już nie rozmawiał z Piotrem, ale słuchawka ciągle nie
została odłożona na aparat. Położyła rękawiczki na szafce i
odkręciła słoiczek z maścią.
– Stań przy ścianie. –
Wskazał miejsce naprzeciw komody. – Sukienkę unieść tak, by
cała pupa była widoczna, przybierz też lekki rozkrok.
Suknie miała w żółtym
kolorze, długą do samych kostek. Bielizny nie nosiła, żadna
kobieta w Sewelle jej nie nosiła, chyba że podczas miesiączkowania
lub uprawiania sportu. Podeszła do ściany i podwinęła sukienkę
tak, by móc trzymać jej materiał na swoim brzuchu. Lekko
rozkraczyła nogi, choć taką pozycję uważała za szczególnie
poniżającą, chociaż nie, byłoby jeszcze gorzej, gdyby kazał jej
się wypinać albo leżeć na plecach z rozkraczonymi nogami.
– Nie wiem co zrobiłaś, ale
zakładam, że w jakiś sposób byłaś niegrzeczna. Nie czuję się
szczególnie dobrze z tym, że taki obowiązek spadł na mnie, jestem
raczej neutralny, wiem jednak, że to dla dobra twojego i waszego
małżeństwa, dlatego nie utrudniaj mi, nie wierć się, nie krzycz.
– Dobrze – przytaknęła. –
Piotr też miał takie zasady.
Dorian podszedł do bratowej,
wcześniej zakładając rękawiczki na obydwie dłonie. Słoiczek już
spoczywał w jego dłoni. Rozpoczął od wcierania maści w uda
kobiety, nie omijając ich wewnętrznej części. Potem przeniósł
się na pośladki, co jakiś czas ponownie nabierając maść na dwa
palce i porządnie ją rozsmarowując po całych pośladkach,
delikatnie przy tym poklepując.
Sylwia zaczynała się wiercić,
uginać raz jedno, a raz drugie kolano. Pupa zaczynała piec, wkrótce
to pieczenie przerodziło się w szczypanie, jakby kąsało ją stado
mrówek.
– Uspokój się – upomniał
ją Dorian i nabrał jeszcze trochę maści na środkowy palec.
Zaczął wnikać nim w rowek między pośladkami.
Sylwia przestała się wiercić,
otworzyła szeroko oczy i zdawała się zamienić w słup soli.
– Nie tam – pisnęła, gdy
zaczął delikatnie napierać palcem na jej dziurkę.
– Robię tylko to co kazał
twój mąż. Mam wysmarować połowę ud, całą pupę, włącznie z
rowkiem i odbytem. Jeśli będziesz to znosiła bardzo źle, czyli
wierciła się, protestowała, mam nie żałować maści też na inną
dziurkę, wargi sromowe i całą cipkę. Dlatego lepiej stój
spokojnie, bo nie chcę karać cię bardziej niż to konieczne.
– Dobrze.
Słowa Doriana podziałały
jakby biczem strzelił. Sylwia starała się ze wszystkich sił nie
protestował i przykładała się bardzo do utrzymania odpowiedniej
pozycji. Pupa ją paliła, nawet nabierała czerwonego odcieniu i
pojawiały się już pierwsze bąble, pomimo tego Dorian dalej
nakładał maść, coraz większą jej ilość wcierał, wmasowywał,
wklepywał. Najgorzej jednak było, gdy krem zaczął podrażniać
jej dziurkę analną. Czuła jakby ją tam paliło. Miała wrażenie,
że zaraz się zsika, więc zaciskała mięśnie, ale przez to było
jeszcze gorzej. Łzy płynęły już strumieniami, ale jej szwagier
nie miał litości. Co prawda nie używał już maści, ale klapsy
spadały, potęgując w ten sposób doznawany dyskomfort i dodając
bólu.
W końcu Dorian przestał,
oddalił się do aparatu i wykonał zdjęcie, pokazując w ten sposób
starszemu bratu, bordową dupcie żony.
– Niech tak jeszcze kilka
minut postoi. Zapowiedź jej, że kiedy wrócę do domu, kremowanie
pokrzywami będzie naszym rytuałem przez najbliższy tydzień. –
Rozłączył się.
– Wiem, że boli i nie jest
przyjemne, ale musisz jeszcze trochę wytrzymać. Po powrocie, Piotr
przećwiczy cię odpowiednio i po swojemu.
Sylwia domyślała się co to
oznacza. Wiedziała, że ostatnio do wielu zadań nie przykładała
się tak jak powinna. Postanowiła się poprawić i na wiele sposobów
wprawić męża w lepszy nastrój, by choć odrobinę złagodniał i
nieco jej odpuścił,
Kiedy skarcenie dobiegło końca,
natychmiast udała się do łazienki, gdzie szybko wyjęła Laurę z
wanny i wygnała ją nagą do pokoju. Rozebrała się i weszła do
wody, starała się zmyć z siebie palący ją krem, ale nawet gdy
polewała się z prysznica wodą niemalże lodowatą, to nie
przynosiło to od razu upragnionej ulgi. Chwilę trwało nim mogła
spokojniej odetchnąć. Co prawda pewien dyskomfort i lekkie
poszczypywanie odczuwała nieustannie, ale było to nic w porównaniu
z tym co przeżyła podczas nakładania maści i chwilę po tym.